wtorek, 30 sierpnia 2016

czwartek, 18 sierpnia 2016

Coś na Mole, czyli o następcy Naftaliny



Wiecie, że kocham takie miejsca. Kocham je miłością nieopisaną. Odwiedzić to miejsce, to było moje marzenie odkąd przeczytałam o nim w ostatnim wydaniu magazynu Pure Passion. Wiedziałam, że to nie lada gratka dla takiej starej duszy jak moja. Marzenie do spełnienia! Udało się przy okazji tegorocznego wypadu w góry. Niestety nie zdążyłam zobaczyć Naftaliny, bo już jej nie ma... Mimo tego Coś na Mole mnie nie zawiodło! Nie będę zdradzać wszystkich smaczków, jakie w sobie kryje, nie chcę Wam psuć niespodzianki :) Powiem tylko, że przez te kilka dobrych lat szwendania się po sklepach ze starociami nie byłam jeszcze w podobnym miejscu. No dobra, będąc tam nie mogłam się oprzeć wrażeniu podobieństwa do nie istniejącej już w Sopocie kawiarni Józef K. Jak dla mnie pełen zachwyt! Tym bardziej, że wyjechałam stamtąd z wymarzonym krzesłem Casala, na które rzuciłam się od razu po wejściu do środka. Nie zabrałam z sobą wszystkiego co mi wpadło w oko, ach te apteczne karafki, ach ten żółty emaliowany imbryk, który zobaczyłam w spokoju dopiero na zdjęciach. No tak, po prostu w środku zgłupiałam od tych wszystkich rzeczy dokoła. Ach ten stary zegar...ach ten gigantyczny żyrandol z suszonych ziół i kwiatów! Przedmioty starannie wybrane, przepięknie skomponowane, po prostu prawdziwa pasja!
Jeśli tylko będziecie w okolicach Łomnicy pod Jelenią Górą, odwiedźcie to miejsce koniecznie. Otwarte w sobotę i niedzielę. Niezapomniane wrażenia gwarantowane :)
Coś na Mole, ul. Świerczewskiego 160, Łomnica

Ps. Panie Wojtku, spełniam Pana prośbę i dzielę się wrażeniami, niech idą w świat :)










 





środa, 10 sierpnia 2016

pamiątki z wakacji




właśnie wróciliśmy z tygodniowego pobytu w górach. Baterie naładowane, głowa pełna pięknych wspomnień, oczy nacieszone górskimi krajobrazami. Wybraliśmy Karkonosze, zdecydowanie mniej turystów niż w Tatrach i nawet zdarzyło się, że raz idąc w góry byłam prawie sama na szlaku! Co innego centrum Karpacza, niestety na deptaku disco polo, kicz i śmierdzące oscypki... Smutne, jak stare zabytkowe drewniane chatki niszczeją, a w ich miejsce buduje się pomalowane paskudnym kolorem szkaradztwa...
Przywozicie sobie pamiątki z wakacji? Ja w tym roku zupełnie nieoczekiwanie trafiłam do istnego raju, z którego przywiozłam prawie 60 letnie krzesełko Casala. Marzyłam o takim od dobrych kilku lat! Trzeba tylko uzupełnić zdarty z siedziska fornir i zedrzeć starą farbę, choć zastanawiam się, czy nie zostawić tej starej, co myślicie?
A o tym wspaniałym miejscu ze starociami napiszę Wam w kolejnym poście :)